piątek, 11 listopada 2011

Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach - Karmelki i Gruz (2011)


Kiedy w rozmowach ze znajomymi wymieniam nazwę tego zespołu, coraz rzadziej spotykam się z wyrazem zdziwienia na twarzy i słowami „kombajn… co?”. Co oznacza chyba, że grupa zatacza coraz szersze kręgi na muzycznej mapie Polski. I słusznie, w końcu wydali właśnie swój trzeci długogrający album.

Przyznam z góry, że spodziewałem się mniej więcej, co będzie można usłyszeć na nowym wydawnictwie Kombajnu. A to za sprawą koncertu przedpremierowego, na którym cały materiał został zaprezentowany, oraz utworów, które w różnych wersjach (najczęściej live) śmigały po youtubie. Sam warszawski występ miał miejsce jeszcze w marcu, a na płytę przyszło nam poczekać do jesieni. Nie wiem, czy taki był zamysł autorów, ale ta pora roku wydaje się idealnym momentem na wypuszczenie tego krążka.

„Karmelki i gruz” to z pewnością inna płyta od wydanej pięć lat temu „Lewej strony literki M”. Poprzedni album był spokojniejszy, a brzmienie niejako wygładzone. Nowy materiał znacznie bardziej przypomina to, czego doświadczamy na koncertach zespołu. Kompozycje są brudne, ciężkie, surowe… jak na Kombajn oczywiście. Tak naprawdę nic nie wykracza poza ramy twórczości grupy. Skojarzenia z występami live grupy przywołuje równie mocno jakość nagrań. Na płycie jest dużo trzasków, szumów, czasem też wokal Marcina Zagańskiego ginie gdzieś wśród instrumentów. I o ile to drugie aż tak bardzo nie przeszkadza, gdyż słowa można sobie sprawdzić, to w słuchawkach takie szumy są momentami irytujące i nie pozwalają do końca skupić się na muzyce.

Tak wyglądają plusy i minusy prawie że koncertowego charakteru płyty, a jak jest muzycznie? Pomimo tylko dziesięciu utworów płyta zawiera ponad 53 minut muzyki – większość to dość rozbudowane, niemalże koncertowe kompozycje. Jest dość różnorodnie, bo mamy i piękne melodie, których nie powstydziłyby się co poniektóre zespoły post-rockowe, i momenty, gdy jest psychodelicznie i brudno. W części utworów to napięcie jest budowane bardzo umiejętnie – od delikatnych, pojedynczych tonów aż po miażdżącą ścianę dźwięku. Podobnie jak warstwa muzyczna, tak i teksty Marcina Zagańskiego momentami wchodzą na wyższy poziom abstrakcji. Czasem do bólu proste, czasem bardziej zawoalowane – na pewno warto im poświęcić trochę czasu, aby rozgryźć ukryty przekaz.

Miło zaskakuje to, jak bardzo równa jest ta płyta, ciężko wskazać jakieś słabsze momenty. Na mnie osobiście, począwszy od pierwszego przesłuchania, najlepsze wrażenie zrobiło Tornado, które zamiata klimatem wszystko. Ale świetnych utworów mamy tu więcej: jest Radio Morświnów, Dubrownik, Sen Kaskaderów, Tulipan i Ćma… Na różnych forach fani przerzucają się innymi nazwami swoich faworytów z tego krążka, co jest bardzo pozytywnym zjawiskiem. Z drugiej strony nie jest to płyta radiowa – jej jakość, często długie utwory i ich nie do końca lekkostrawne teksty sprawiają, że próżno będzie usłyszeć piosenki z „Karmelków i Gruzu”, włączając odbiornik. No, chyba że to będzie akurat Trójka, która od początku bardzo mocno zawsze Kombajn wspierała i promowała.

Jeśli miałbym w kilku słowach zarekomendować krążek „Karmelki i Gruz”, to powiedziałbym, że to najlepsza płyta na jesień: przy niczym innym nie będzie się wam lepiej chodziło w deszczu i deptało kolorowych liści jak przy nowym Kombajnie Do Zbierania Kur Po Wioskach. 

Ocena: 4/5
Liczba Szatanów: 3/5
Tracklista:
1. Gwiezdna Tragedia
2. Sen Kaskaderów
3. Pistolety
4. Tulipan i Ćma
5. Wysokie Obcasy
6. Dubrovnik
7. Zegary
8. Radio Morświnów
9. Tornado
10. Karmelki i Gruz

To co, może Tornado?