piątek, 10 lutego 2012

Medium - tworzy się coś wielkiego [relacja]

Mimo że sobotni (28.01) koncert Medium w warszawskim Urban Garden nie był najgorętszym, najbardziej wyczekiwanym czy najmocniejszym występem hip-hopowym tego roku, to wiele osób mogło sobie pomyśleć „oglądamy człowieka, który będzie lada chwila wymieniany jednym tchem z najlepszymi raperami w kraju”. Bo istotnie wszystko jest na jak najlepszej drodze ku temu.


Urban Garden – pierwszy raz zdarzyło mi się być na koncercie właśnie w tym miejscu i… wyszedłem pozytywnie zaskoczony. Lokalizacja – samiutkie centrum Warszawy. Sala dla palaczy znajduje się obok koncertowej, ale dzięki dobrej wentylacji dym papierosowy w żadnym stopniu nie przenika z jednej do drugiej – dobrze wrócić do domu w ciuchach, które nie śmierdzą fajkami. Przestrzeń na kilkaset osób i całkiem niezłe nagłośnienie – kolejny plusy tego miejsca. Bardzo szybko Urban Garden trafia do listy najlepszych miejsc nadających się na hip-hopowe imprezy. Jedynym minusem, niezwiązanym bezpośrednio z klubem, było półgodzinne opóźnienie. Jak na koncerty raperów, to i tak stosunkowo mało, ale przyznam się, że nie do końca ogarniam fenomen tych „kontrolowanych” obsuw. Jeśli już pojawia się informacja o konkretnej godzinie rozpoczęcia, to dobrze się tego trzymać. Pocieszał fakt, iż zaplanowana była tego dnia w klubie jeszcze jedna impreza, więc samo opóźnienie też nie mogło być za duże. I istotnie, chwilę przed 22.00 Piotrek Kowalczyk, czyli Medium pojawił się na scenie.

Nie było fanfar, werbli, jakiejś zbędnej napinki… Bez gwiazdorzenia, jak to słusznie sam artysta zauważył. I taki stan rzeczy utrzymywał się przez cały występ – odczuwalne było to, że Medium chce rapować do ludzi, do każdej osoby obecnej w klubie. Co prawda zaczęło się wszystko trochę słabszym, niż można byłoby się spodziewać, freestyle’em, ale cytując Łonę: „to o niczym nie świadczy, to nic nie znaczy” – może ten gorszy początek był spowodowany lekką chorobą rapera? W dalszej części koncertu nie miało to już większego znaczenia, bo z każdym kolejnym utworem było coraz lepiej. Medium pokazał klasę: na żywo jego głos nic nie tracił ze swojej wyrazistości, a był praktycznie cały czas w użyciu, bo nie było rapujących gości czy hypemana, którzy daliby chwilę oddechu. Była to solidna godzina rapu przerywana niezłym freestyle’em oraz trochę wymuszonymi beatboxowymi wstawkami. Ważna była również komunikacja z ludźmi pod sceną, ta nić porozumienia między artystą a odbiorcą. Jakimś sposobem Medium z mic’iem na żywo budzi niesamowite zaufanie. Piotrek ponadto przy kilku utworach pokusił się również o drobny komentarz oraz zaapelował do zebranych, żeby nie brać wszystkiego zawartego na Teorii Równoległych Wszechświatów na poważnie. I można jedynie mieć żal, że na koncercie Medium ograniczył się jedynie do tej płyty, choć z publiki dało się usłyszeć prośby o starszy materiał.

Co tu dużo mówić – nowe kawałki na żywo brzmią równie dobrze jak na płycie. Na szczególne wyróżnienie zasłużyły imprezowa Karuzela oraz pełen energii Obiekt Pożądania, które świetnie rozruszały ludzi pod sceną. A Medium jedynie potwierdził, że występy live są jego mocnym punktem.

Tę i inne relacje możecie znaleźć także na stronie Radia Aktywnego.

Można czuć się idiotycznie robiąc rap w Polsce - wywiad z Pezetem



Zaczynam taki minicykl archiwalnych wywiadów, które udało mi się swego czasu z różnymi muzykami przeprowadzić. Ciekawie jest wrócić do dawnych pytań i odpowiedzi, zobaczyć, co wyszło z ich planów, ile czasu faktycznie było potrzeba do wydania kolejnej płyty itd. Czytając te wypowiedzi, można czasem bardzo łatwo skonfrontować je z rzeczywistością i np. skrytykować artystów za opieszałość czy niekonsekwencję, ale bardziej chciałbym tym cyklem pokazać względność wszystkich naszych planów. I to, że pod wpływem jednego wydarzenia każdy z nich może się zmienić. Nie bierzmy wszystkich przyszłościowych wywodów w wywiadach tak mocno serio.
Rozmowa przeprowadzona 8 marca 2008 roku. Klub Fresh (teraz Why Not?).


Boomer: Zacznę bardzo typowo, czyli od Twojej nowej płyty. Jak oceniasz „Muzykę Rozrywkową” na tle ostatnich dokonań innych artystów hip hopowych (O.S.T.R.-a, Eldo, Sokoła i Pono)? Oglądasz się w ogóle na resztę raperów?

Pezet: Na pewno nie oglądam się na innych raperów, ale staram się zapoznawać z tym, co się dzieje na rodzimej scenie hip hopowej. Myślę, że to jest normalne dla mnie jako twórcy, że nie słucham jakoś bardzo dużo polskiego rapu. Nie chcę się niepotrzebnie inspirować, ale próbuję być na bieżąco z tym, co się dzieje. Staram się kupić i przesłuchać każdą ciekawą płytę. Niestety nie zdążyłem zapoznać się z płytą Ostrego, więc nie wiem, jaka jest. Jeśli chodzi o płyty TPWC i Eldo to uważam, że są to bardzo dobre płyty. Nie sądzę jednak, że są to rzeczy, które należy porównywać, bo wraz z moją produkcją są to trzy kompletnie inne klimaty. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że TPWC i moja płyta mają jakiś wspólny mianownik, czyli mają jakieś podobieństwa w tematyce, ale nie jest ich dużo. Natomiast płyta Eldo jest zupełnie inna. Co ja mogę powiedzieć... Myślę, że nie wypadam przy nich blado.


Niektórzy ludzie, Twoi fani, mówią wprost, że jesteś najlepszy w tej branży. Potrafisz się jakoś do tego ustosunkować?

Bardzo miło mi to słyszeć. Wiesz, ja sam staram się tak myśleć, ale nie dlatego, że jestem narcyzem. Wiem, że w Polsce takie podejście jest negowane, szczególnie przez odbiorców. Oni nie rozumieją, że polski raper może myśleć, że jest najlepszy. Ja jednak jestem z rapem od bardzo dawnych lat i śledzę również rap zagraniczny , kolebkę rapu - Stany Zjednoczone, rap europejski itd. Mam w pamięci słowa KRS-ONE’a, który powiedział, że jeżeli raper chce być dobry, to nie może uważać, że nie jest najlepszy. Trzeba dążyć do doskonałości, trzeba siebie permanentnie przekonywać, że jest się najlepszym. I nie chodzi o rywalizację z innymi czy poczucie wyższości nad innymi, tylko sprawdzanie się z samym sobą. Przynajmniej dla mnie.

Ludzie zarzucają monotematyczność tekstów na nowej płycie - jedynie seks, wóda, imprezy i tak w kółko. Czy Ty nie odniosłeś podobnego wrażenia, tworząc „Muzykę Rozrywkową”?

Wydaje mi się, że jeżeli ktoś postrzega to tylko w taki sposób, że jest tam seks, wódka, imprezy i wcale nie ma ochoty dostrzec drugiego dna, to ok, może dla niego samego tak jest faktycznie. Niemniej jednak, w obrębie tych trzech rzeczy jest tam wiele różnych tematów. Co prawda one się zazębiają: traktują o relacjach damsko – męskich, takich raczej przygodnych, przeważnie o seksie, narkotykach czy o alkoholu, ale w różnym kontekście. I owszem, być może można twierdzić, że jest to monotematyczność. Myślę, że ktoś, komu po prostu taka treść nie odpowiada, będzie się koncentrował tylko na tym, że płyta jest monotematyczna i na niczym więcej. Nie jest jednak tak, że zawartość tekstowa tego krążka jest pozbawiona jakichkolwiek refleksji czy komentarza z mojej strony i moim zdaniem nie zawsze gloryfikuje ten styl życia. Uważam, że w przewrotny sposób mówi np. o samotności. Abstrahując jednak od tego, celowo pozbawiłem tę płytę innych treści, nie chciałem tam wkomponowywać różnych innych rzeczy, bo chciałem zachować jakąś konsekwencję. Oprócz tego, przede wszystkim chciałem zrobić muzykę rapową, która jest użytkowa i ma konkretne przeznaczenie. Z zamierzenia napisałem kawałki do klubu, samochodu itd., czyli imprezowy rap. Chciałem zrobić imprezową płytę i myślę, że to się sprawdziło. Twierdzę również, że przy takiej czy innej koncepcji, w zasadzie jeśli w ogóle ma się jakąś koncepcję na całość, monotematyczności w jakimś tam stopniu nie da się uniknąć.

Czy po „Na tym osiedlu” i „Noc i dzień” planujecie jeszcze zrobić jakiś klip? Wiele osób widziałoby „Gdyby miało nie być jutra” w tej roli. A może według Ciebie jeszcze inny kawałek powinien wyjść jako singiel?

Słuchaj, chcemy zrobić nowe klipy. Tylko realia są takie, że staramy się dobrać piosenki, do których można byłoby znaleźć jakichś sponsorów, ponieważ nie dysponujemy budżetem i ten budżet musimy skądś pozyskać. Bardzo chciałbym zrobić wideo do „Gdyby miało nie być jutra”. Nie wiem, czy to dojdzie do skutku, mam wielką nadzieję, że tak i dokładam wszelkich starań, żeby to wyszło. W najgorszym wypadku zrobimy do tego po prostu klip koncertowy, bo jest to kawałek przy którym publiczność reaguje najlepiej. Jeżeli jednak uda się pozyskać jakiś product placement, zrobimy wysokobudżetowy teledysk. Oprócz tego staram się doprowadzić do tego, żeby powstał klip do kawałka pt. „Halo”. Ponieważ cała treść tego numeru oparta jest na rozmowie przez telefon, upatrujemy szansy pozyskania product placementu typu telefonia komórkowa. Poza tym, mam grupę znajomych z osiedla, którzy próbują swoich sił: mój człowiek wraz z grupą ludzi(zarówno początkujących w tej branży, jak znanych nazwisk), zaoferowali zrobienie obrazu do „Nie tylko hit na lato”. Ten klip powstanie na pewno, zobaczymy jedynie, jaki będzie skutek. Jest to rzecz kompletnie pozbawiona budżetu – zakładamy że może być niewypał i wtedy tego nie wypuścimy. Ale jeżeli uda nam się zrobić coś fajnego, to na pewno również ten klip ujrzy światło dzienne.

Na „Muzyce Rozrywkowej” najlepiej prezentuje się „Noc i dzień” - kawałek, w którym wspiera Cię Małolat. Na ten rok planowane jest wydanie waszego wspólnego albumu. Wielu fanów jest bardzo ciekawych co z tego wyjdzie, możesz powiedzieć teraz coś więcej na temat tej produkcji?

Płyta będzie w konwencji czysto rapowej, w dosyć hardcore’owej wersji. Nie mam tu jednak na myśli ulicznego rapu, po prostu takie braggadacio, ale nie w stylu LL Cool J’a, czyli pozbawimy ją treści typu „Muzyka Rozrywkowa”. W tym tygodniu nagrywamy trzy kawałki, a poza tym nie mamy jeszcze żadnych tekstów. Jest za to sporo dobrych podkładów od Zjawina i Czarnego Olka (zrobił jeden bit na TPWC). Mamy nadzieję, że uda nam się skończyć realizację na tyle wcześnie, żeby móc wydać LP jesienią tego roku.


Powoli kończąc temat twojej płyty... W pierwszych wywiadach po wydaniu „MR” mówiłeś, że „wydarzenia opisane w tekstach są nieaktualne”, że to „codzienne chlanie, imprezy, dupy itp. już Cię nie interesują”. Jak się więc czujesz na koncertach, kiedy, siłą rzeczy, musisz rapować o tym co „jest nieaktualne” dla Ciebie?

Wiesz co... Myślę, że może wyolbrzymiłbym to, mówiąc, że jest to zadanie aktorskie, lecz mimo wszystko trzeba umieć się do czegoś przekonać i coś wykreować. Tamte wydarzenia były jednak tematem wszechobecnym w moim życiu przez dłuższy okres, umiałem się w nim odnaleźć, więc potrafię również znaleźć się w takiej stylistyce na trzeźwo, kreując coś ze starych nawyków i wspomnień. Poza tym najtrudniejsza część tego wszystkiego tkwi w faktycznej rezygnacji ze starego trybu życia, a nie w kreacji scenicznej. Teraz moje życie się ustabilizowało, ustatkowałem się, mam dziewczynę, z którą wiążę przyszłość i z którą, mam nadzieję, wezmę ślub itd. Nie chciałbym tego zmarnować, bo są to rzeczy ważniejsze niż życie opisane na „Muzyce rozrywkowej”. Tamten czas był dla mnie bardzo destrukcyjny, ale pociągający. W związku z tym wyjście na scenę i zagranie koncertu nie jest najtrudniejsze. Największym problemem jest nie wracanie do starego stylu życia.

Czy w takim razie będzie można się spodziewać po Twojej nowej produkcji tego Pezeta, którego znamy z chociażby dwóch pierwszych solowych albumów i powrotu do bardziej refleksyjnych tekstów?

Myślę, że tak, ale nigdy nie będzie już takiej stylistyki, jak na pierwszej czy drugiej płycie z Noon’em. Z różnych względów. Myślę, że po prostu nie należy się cofać, niezależnie od tego jakie są gusta ludzi. Uważam, że płyta „MR” jest progresem. To, że komuś może nie odpowiadać taka diametralna zmiana stylu, to jego problem. Było to pójście do przodu i czerpanie z nowych rzeczy. I przy następnej płycie również będę czerpał z nowych rzeczy. A czy będzie ona bardziej pozbawiona takich treści jak na „MR”? Myślę, że niezupełnie, bo nadal w swojej głowie mam sporo wspomnień na ten temat i mam wiele do powiedzenia. I niezależnie od tego, że tak nie żyję, wydaje mi się, że mogę nagrać coś takiego, ale nie będę się na tym koncentrował. Myślę, że będzie tam tez sporo refleksji, ale na pewno nie w stylu „Muzyki Poważnej”. Nie będę takim ekshibicjonistą, jeśli chodzi o moje życie prywatne w innej sferze niż impreza. Poza tym chciałbym sporo czerpać z rapu europejskiego, myślę że aktualnie najbardziej inspiruje mnie to, co się dzieje na Wyspach [Brytyjskich].

Czy z perspektywy Pawła Kaplińskiego, Pezeta, da się wyżyć w tym kraju z tworzenia hip hopu?

Ostatnio okazuje się, że tak. Narzekać nie mogę, jest coraz lepiej, no ale to też jest kwestia celu, do którego dążysz, tego, jaki standard życia ci odpowiada. Ja mam duże oczekiwania, także nie jest tak, że obecny stan mnie zadowala. Nie mogę powiedzieć, że jest źle czy że zarabiam mało, ale na pewno mogę powiedzieć, że nie zarabiam dużo. Na pewno również mam duże koszty. Pomimo mojej pozycji, tego, skąd wyszedłem w życiu i wsparcia, które dostałem od rodziny, nie miałem zagwarantowanych wielu rzeczy i sam muszę do tego dążyć. Tak więc mam dużo kredytów i takich tam. W kontekście tego uważam, że rap nie zapewnia należytych wynagrodzeń, które mogłoby zapewnić odpowiadający mi standard życia i nie mówię tu o sferze marzeń.

A obserwując innych raperów? Czy chłopaki, które tworzą dobry rap, mogą mieć nadzieję, że nie będzie on uznawany jedynie w wąskich, hermetycznych środowiskach i za swoją pracę otrzymają godziwe pieniądze  - będą mieli z czego żyć?

Nie wiem, ciężko mi powiedzieć. Niestety sytuacja rynku fonograficznego jako takiego, ogólnie, jest bardzo słaba w naszym kraju. Czy to rap czy nie, to wiesz, skandaliczne jest to, że w 40 milionowym kraju Doda sprzedaje - nie wiem ile dokładnie - około kilkudziesięciu tysięcy płyt. Wiesz, ja mówię z premedytacją o niej, bo jest największą gwiazdą w naszym kraju, to najbardziej rozpoznawalna osoba. Jeżeli odnieść do tego muzykę niszową – no bo tak trzeba potraktować rap w obecnej sytuacji – to wydaje mi się, że oni nie mogą na to liczyć. Wracając do pytania, to jest rzecz, która jeszcze długo będzie nie do przeskoczenia. Nie zmieni się to dopóki, dopóty nie powstanie jakieś nowe medium, coś, co będzie scalało muzykę i kulturę, czy film, czy cokolwiek dla młodych ludzi. Coś, co będzie oferowało to, czym młodzi ludzie się interesują. Uważam, że z wyjątkiem nurtu disco w najgorszym wydaniu, w zasadzie żadne media muzyczne, a tym bardziej publiczne, nawet komercyjne, włączając w to stacje radiowe, telewizje, wszystko, nie mają do zaoferowania młodym ludziom w zasadzie nic! Opiera się to albo na konwencji disco, albo na towarzystwie wzajemnej adoracji, która promuje od 40 lat te same gwiazdy typu Krzysztof Krawczyk, Kombi, cokolwiek... I tak to się odbywa. Do tego stopnia, że młodzi ludzie, którzy nie mają zbyt dużego wyboru, bo media im tego nie oferują, sięgają właśnie po tego rodzaju muzykę i nie jest im dana szansa zapoznania się z inną, jeżeli sami się do tego nie dokopią. W myśl tego uważam, że po prostu raperom będzie naprawdę ciężko przebić się do większego grona odbiorców.


Tak więc podsumowując: hip hop w Polsce ma przyszłość?

Mimo wszystko uważam, że tak. Bo to o czym mówiłem przed chwilą, szersze grono, może być celem, w który naprawdę ciężko trafić. Oprócz tego jednak nadal mamy swoje wąskie grono odbiorców i ono nie jest aż tak małe. Mamy sporo aktywistów hip hopowych, mamy ludzi, którzy są z tą kulturą związani od lat. Podejrzewam, że ci ludzie, którzy naprawdę kochają taką muzykę, pozostaną przy tym. Ci którzy nie idą tylko i wyłącznie za modą w życiu nadal będą wspierać tę muzykę. Zawsze będziemy mieli swoją niszę. Mówię tak dlatego, że uważam, iż hip hop jest muzyką taką samą, jak każda inna i, wiesz, można się pokusić o stwierdzenie, że punk-rock umarł, bo nie jest popularny tak jak kiedyś. Ale zespoły punkowe nadal mają swoją publiczność i będą miały. Podejrzewam, że tak samo będzie z nami. A ci, którym uda się bardziej wybić, być może będą gwiazdami na skalę ogólnopolską. Są przecież rockowe zespoły, które są rozpoznawalne latami typu Lady Punk czy Budka Suflera. Oczywiście uważam, że trzeba zwracać dużą uwagę na to, by nie popaść w jakieś totalne chałturnictwo, bo niektóre z tych rockowych zespołów niestety dało się temu zwieść.

A Tobie popularność pomaga czy raczej przeszkadza?

To zależy. Myślę, że mimo wszystko pomaga mi w życiu. Mówię „mimo wszystko”, bo bywa  uciążliwa z różnych względów.  Mianowicie, moja popularność jest nieadekwatna do zarobków, w związku z tym ciężko mi od niej uciekać. Rozpoznają mnie na ulicy. Oczywiście nie tak często jak Dodę, z czego się akurat cieszę, chociaż w zasadzie nie jest tak, że mogę iść ulicą, żeby ktoś mnie nie zaczepił. Tak więc zaczepiają mnie często. I są to różne zaczepki: jedni pozytywnie, inni nie. To się wiąże również z tym, że mam jakieś niemiłe konsekwencje swojej popularności – często jestem negowany, zaczepiany przez ludzi, od których się w zasadzie nie różnię, czyli przez osoby z takiego środowiska, z jakiego ja się wywodzę, i którzy po prostu z jakiejś zawiści czy zazdrości uważają, że mi się w jakiś sposób „udało” i w związku z tym nie należy mi się funkcjonowanie w tego rodzaju środowisku i trzeba mnie jakoś, wiesz, ukrócić. Zdarzają się ataki niemalże fizyczne. Ale no trudno, popularność ma jakąś swoją cenę. Mimo tego nie jest to aż tak uciążliwe i zdarza się, że mi bardzo pomaga.

W jednym z wywiadów mówiłeś, że pogubiłeś się trochę w okresie szkoły średniej, że szukałeś swojej własnej drogi. Jak trafiłeś na rap? Co Cię w nim pociągało?

Wiesz, na rap trafiłem generalnie już gdzieś około 6 klasy podstawówki. Oczywiście moja droga była bardzo wyboista – sięgałem po różne nurty muzyki, w 8 klasie słuchałem The Doors itd. Do tej pory słucham różnej muzyki, ale rap zawsze bardzo mnie pociągał i przede wszystkim odpowiadał mi jako gatunek, który czułem że mogę w przyszłości uprawiać. Później zacząłem jakoś kopać w tym bardziej, zwłaszcza w okresie liceum. Wtedy też się pogubiłem, przestałem uczęszczać do szkoły na rzecz jazdy na desce, słuchania rapu z boomboxa i spędzania czasu na podwórku. Jeśli chodzi o moją drogę już w sensie wykonywania tego stylu: tak się złożyło, że w okresie, kiedy się zagubiłem poznałem chłopaków z TJK, Onara, Dizkreta, WuBego itd., zacząłem coś z nimi rapować. TJK się rozpadło, powstało Stare Miasto, później z Onarem założyliśmy Płomień. No i tak zaczęliśmy sobie próbować. Okazało się, że to wychodzi całkiem nieźle, w międzyczasie do tego rapu dokopywałem się coraz bardziej, kupowałem coraz więcej płyt, pożyczałem, przegrywałem. I po prostu, wiesz, tak się złożyło, że nagle powstało z tego coś profesjonalnego. Ktoś zapragnął wydać naszą płytę, więc weszliśmy na rynek i nagle, zupełnym przypadkiem stało się to moją drogą życiową, a nie tylko hobby.

A gdzie widzisz siebie za kilka lat? Czy dopuszczasz do siebie myśl, że będziesz w takim wieku, że nie będziesz wydawał płyt hip hopowych? Co wtedy?

Myślę, że jest możliwe uprawianie tej muzyki na luzie do 35-tego roku życia, pod warunkiem, że będę tego chciał i nie będę się czuł z tym idiotycznie. Z różnych względów można czuć się w Polsce idiotycznie robiąc rap. Oczywiście ja w swoim gronie się tak nie czuję, bo moi znajomi akceptują tę muzykę i rozumieją, o co w niej chodzi. Ale, jak rozmawiam z ludźmi starszymi, często nie kumają tego i umniejszają rolę muzyki rap – mówią, że jest to rzecz, która jest jakimś totalnym gówniarstwem i niczym więcej. Niemniej jednak jeżeli ta sytuacja się trochę zmieni, a wygląda na to że małymi kroczkami coś tam się zmienia, no to mogę robić rap do tej „35”. Oczywiście nie uważam, żeby to miała być moja jedyna furtka w życiu. Mam różne plany, choć niezbyt konkretne. Zastanawiam się czy nie pójść do pracy w jakiejś firmie fonograficznej, bo chciałbym współpracować z muzyką. W każdym innym przypadku to się nie sprawdzało. Tzn. gdy próbowałem podejmować jakąś pracę nie związaną z muzyką, szybko rezygnowałem, albo mnie zwalniali. Nie zależało mi na tym, ponieważ nie odpowiada mi taka forma. Myślę, że mogę zrobić cokolwiek, np. założyć firmę ubraniową jak większość raperów w tym kraju lub zrobić jakąkolwiek pochodną rzecz niezwiązaną z robieniem własnej muzyki, ale związaną z muzyką ogólnie. Nie wiem jednak, co to będzie, nie mam recepty. Może się tak zdarzyć, że wyląduję na bruku. Bo, umówmy się, nie planuję swojej przyszłości w żadnym standardowym stylu jak wszyscy, na zasadzie: pójdźmy na studia, bo trzeba mieć papier; pójdźmy do pracy, bo trzeba mieć emeryturę. Wiesz, wydaje mi się, że w zachodnich społeczeństwach demokratycznych nie żyje się w ten sposób. Dają więcej wolności, są bardziej otwarte na nowe furtki, jakieś niestandardowe drogi planowania swojego życia i stwarzają możliwości. U nas, jeśli faktycznie masz cel i idziesz np. na prawo, nie tylko po to, żeby mieć papier, tylko robisz to z zainteresowaniem i pasją, to może masz większe szanse, ale i z tym bym nie przesadzał, bo dużo się niedawno mówiło o tym na jakich zasadach  załatwia się aplikacje. Tak czy inaczej, jeśli nie wybierasz prawa, ekonomii, handlu,  tylko rap, indie rock, house, generalnie muzykę czy cokolwiek twórczego: robienie filmów, pisanie scenariuszy, malowanie obrazów - i mógłbym tak dalej wymieniać - to mam wrażenie, że państwo nie stwarza możliwości, że ten ciemny rynek niczego nie oferuje. Co więcej, myślę że większe możliwości ma cała ta ciemna masa, która wybiera się na byle jakie studia, bez żadnego celu, tylko po papierek. Ale nie bądźmy pesymistami, zawsze można zostać pogodynką i wystąpić w tańcu z gwiazdami. Swoją drogą ten przypadek, to najlepszy przykład na wątpliwą jakość polskiego showbiznesu. To tyle.

No dobra, dzięki za wywiad.

Dziękuję również.