Mimo że sobotni (28.01) koncert Medium w
warszawskim Urban Garden nie był najgorętszym, najbardziej wyczekiwanym
czy najmocniejszym występem hip-hopowym tego roku, to wiele osób mogło
sobie pomyśleć „oglądamy człowieka, który będzie lada chwila wymieniany
jednym tchem z najlepszymi raperami w kraju”. Bo istotnie wszystko jest
na jak najlepszej drodze ku temu.
Urban Garden – pierwszy raz zdarzyło mi
się być na koncercie właśnie w tym miejscu i… wyszedłem pozytywnie
zaskoczony. Lokalizacja – samiutkie centrum Warszawy. Sala dla palaczy
znajduje się obok koncertowej, ale dzięki dobrej wentylacji dym
papierosowy w żadnym stopniu nie przenika z jednej do drugiej – dobrze
wrócić do domu w ciuchach, które nie śmierdzą fajkami. Przestrzeń na
kilkaset osób i całkiem niezłe nagłośnienie – kolejny plusy tego
miejsca. Bardzo szybko Urban Garden trafia do listy najlepszych miejsc
nadających się na hip-hopowe imprezy. Jedynym minusem, niezwiązanym
bezpośrednio z klubem, było półgodzinne opóźnienie. Jak na koncerty
raperów, to i tak stosunkowo mało, ale przyznam się, że nie do końca
ogarniam fenomen tych „kontrolowanych” obsuw. Jeśli już pojawia się
informacja o konkretnej godzinie rozpoczęcia, to dobrze się tego
trzymać. Pocieszał fakt, iż zaplanowana
była tego dnia w klubie jeszcze jedna impreza, więc samo opóźnienie też
nie mogło być za duże. I istotnie, chwilę przed 22.00 Piotrek Kowalczyk,
czyli Medium pojawił się na scenie.
Nie było fanfar, werbli, jakiejś zbędnej
napinki… Bez gwiazdorzenia, jak to słusznie sam artysta zauważył. I
taki stan rzeczy utrzymywał się przez cały występ – odczuwalne było to,
że Medium chce rapować do ludzi, do każdej osoby obecnej w klubie. Co
prawda zaczęło się wszystko trochę słabszym, niż można byłoby się
spodziewać, freestyle’em, ale cytując Łonę: „to o niczym nie świadczy,
to nic nie znaczy” – może ten gorszy początek był spowodowany lekką
chorobą rapera? W dalszej części koncertu nie miało to już większego
znaczenia, bo z każdym kolejnym utworem było coraz lepiej. Medium
pokazał klasę: na żywo jego głos nic nie tracił ze swojej wyrazistości, a
był praktycznie cały czas w użyciu, bo nie było rapujących gości czy
hypemana, którzy daliby chwilę oddechu. Była to solidna godzina rapu
przerywana niezłym freestyle’em oraz trochę wymuszonymi beatboxowymi
wstawkami. Ważna była również komunikacja z ludźmi pod sceną, ta nić
porozumienia między artystą a odbiorcą. Jakimś sposobem Medium z mic’iem
na żywo budzi niesamowite zaufanie. Piotrek ponadto przy kilku utworach
pokusił się również o drobny komentarz oraz zaapelował do zebranych,
żeby nie brać wszystkiego zawartego na Teorii Równoległych Wszechświatów
na poważnie. I można jedynie mieć żal, że na koncercie Medium
ograniczył się jedynie do tej płyty, choć z publiki dało się usłyszeć
prośby o starszy materiał.
Co tu dużo mówić – nowe kawałki na żywo
brzmią równie dobrze jak na płycie. Na szczególne wyróżnienie zasłużyły
imprezowa Karuzela oraz pełen energii Obiekt Pożądania, które świetnie
rozruszały ludzi pod sceną. A Medium jedynie potwierdził, że występy
live są jego mocnym punktem.
Tę i inne relacje możecie znaleźć także na stronie Radia Aktywnego.
Zaczynam taki minicykl archiwalnych wywiadów, które udało mi się swego czasu z różnymi muzykami przeprowadzić. Ciekawie jest wrócić do dawnych pytań i odpowiedzi, zobaczyć, co wyszło z ich planów, ile czasu faktycznie było potrzeba do wydania kolejnej płyty itd. Czytając te wypowiedzi, można czasem bardzo łatwo skonfrontować je z rzeczywistością i np. skrytykować artystów za opieszałość czy niekonsekwencję, ale bardziej chciałbym tym cyklem pokazać względność wszystkich naszych planów. I to, że pod wpływem jednego wydarzenia każdy z nich może się zmienić. Nie bierzmy wszystkich przyszłościowych wywodów w wywiadach tak mocno serio.
Rozmowa przeprowadzona 8 marca 2008 roku. Klub Fresh (teraz Why Not?).
Boomer: Zacznę bardzo typowo, czyli od Twojej nowej płyty. Jak
oceniasz „Muzykę Rozrywkową” na tle ostatnich dokonań innych artystów hip
hopowych (O.S.T.R.-a, Eldo, Sokoła i Pono)? Oglądasz się w ogóle na resztę
raperów?
Pezet: Na pewno nie oglądam się na innych raperów, ale staram się
zapoznawać z tym, co się dzieje na rodzimej scenie hip hopowej. Myślę, że to
jest normalne dla mnie jako twórcy, że nie słucham jakoś bardzo dużo polskiego
rapu. Nie chcę się niepotrzebnie inspirować, ale próbuję być na bieżąco z tym, co
się dzieje. Staram się kupić i przesłuchać każdą ciekawą płytę. Niestety nie
zdążyłem zapoznać się z płytą Ostrego, więc nie wiem, jaka jest. Jeśli chodzi o
płyty TPWC i Eldo to uważam, że są to bardzo dobre płyty. Nie sądzę jednak, że
są to rzeczy, które należy porównywać, bo wraz z moją produkcją są to trzy
kompletnie inne klimaty. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że TPWC i moja płyta
mają jakiś wspólny mianownik, czyli mają jakieś podobieństwa w tematyce, ale
nie jest ich dużo. Natomiast płyta Eldo jest zupełnie inna. Co ja mogę
powiedzieć... Myślę, że nie wypadam przy nich blado.
Niektórzy ludzie, Twoi fani, mówią wprost, że jesteś
najlepszy w tej branży. Potrafisz się jakoś do tego ustosunkować?
Bardzo miło mi to słyszeć. Wiesz, ja sam staram się tak
myśleć, ale nie dlatego, że jestem narcyzem. Wiem, że w Polsce takie podejście
jest negowane, szczególnie przez odbiorców. Oni nie rozumieją, że polski raper
może myśleć, że jest najlepszy. Ja jednak jestem z rapem od bardzo dawnych lat
i śledzę również rap zagraniczny , kolebkę rapu - Stany Zjednoczone, rap
europejski itd. Mam w pamięci słowa KRS-ONE’a, który powiedział, że jeżeli
raper chce być dobry, to nie może uważać, że nie jest najlepszy. Trzeba dążyć
do doskonałości, trzeba siebie permanentnie przekonywać, że jest się
najlepszym. I nie chodzi o rywalizację z innymi czy poczucie wyższości nad
innymi, tylko sprawdzanie się z samym sobą. Przynajmniej dla mnie.
Ludzie zarzucają monotematyczność tekstów na nowej płycie
- jedynie seks, wóda, imprezy i tak w kółko. Czy Ty nie odniosłeś podobnego
wrażenia, tworząc „Muzykę Rozrywkową”?
Wydaje mi się, że jeżeli ktoś postrzega to tylko w taki
sposób, że jest tam seks, wódka, imprezy i wcale nie ma ochoty dostrzec
drugiego dna, to ok, może dla niego samego tak jest faktycznie. Niemniej
jednak, w obrębie tych trzech rzeczy jest tam wiele różnych tematów. Co prawda
one się zazębiają: traktują o relacjach damsko – męskich, takich raczej
przygodnych, przeważnie o seksie, narkotykach czy o alkoholu, ale w różnym
kontekście. I owszem, być może można twierdzić, że jest to monotematyczność.
Myślę, że ktoś, komu po prostu taka treść nie odpowiada, będzie się
koncentrował tylko na tym, że płyta jest monotematyczna i na niczym więcej. Nie
jest jednak tak, że zawartość tekstowa tego krążka jest pozbawiona
jakichkolwiek refleksji czy komentarza z mojej strony i moim zdaniem nie zawsze
gloryfikuje ten styl życia. Uważam, że w przewrotny sposób mówi np. o
samotności. Abstrahując jednak od tego, celowo pozbawiłem tę płytę innych
treści, nie chciałem tam wkomponowywać różnych innych rzeczy, bo chciałem
zachować jakąś konsekwencję. Oprócz tego, przede wszystkim chciałem zrobić
muzykę rapową, która jest użytkowa i ma konkretne przeznaczenie. Z zamierzenia
napisałem kawałki do klubu, samochodu itd., czyli imprezowy rap. Chciałem
zrobić imprezową płytę i myślę, że to się sprawdziło. Twierdzę również, że przy
takiej czy innej koncepcji, w zasadzie jeśli w ogóle ma się jakąś koncepcję na
całość, monotematyczności w jakimś tam stopniu nie da się uniknąć.
Czy po „Na tym osiedlu” i „Noc i dzień” planujecie
jeszcze zrobić jakiś klip? Wiele osób widziałoby „Gdyby miało nie być jutra” w
tej roli. A może według Ciebie jeszcze inny kawałek powinien wyjść jako
singiel?
Słuchaj, chcemy zrobić nowe klipy. Tylko realia są takie, że
staramy się dobrać piosenki, do których można byłoby znaleźć jakichś sponsorów,
ponieważ nie dysponujemy budżetem i ten budżet musimy skądś pozyskać. Bardzo
chciałbym zrobić wideo do „Gdyby miało nie być jutra”. Nie wiem, czy to dojdzie
do skutku, mam wielką nadzieję, że tak i dokładam wszelkich starań, żeby to
wyszło. W najgorszym wypadku zrobimy do tego po prostu klip koncertowy, bo jest
to kawałek przy którym publiczność reaguje najlepiej. Jeżeli jednak uda się
pozyskać jakiś product placement, zrobimy wysokobudżetowy teledysk. Oprócz tego
staram się doprowadzić do tego, żeby powstał klip do kawałka pt. „Halo”.
Ponieważ cała treść tego numeru oparta jest na rozmowie przez telefon,
upatrujemy szansy pozyskania product placementu typu telefonia komórkowa. Poza
tym, mam grupę znajomych z osiedla, którzy próbują swoich sił: mój człowiek
wraz z grupą ludzi(zarówno początkujących w tej branży, jak znanych nazwisk),
zaoferowali zrobienie obrazu do „Nie tylko hit na lato”. Ten klip powstanie na
pewno, zobaczymy jedynie, jaki będzie skutek. Jest to rzecz kompletnie
pozbawiona budżetu – zakładamy że może być niewypał i wtedy tego nie wypuścimy.
Ale jeżeli uda nam się zrobić coś fajnego, to na pewno również ten klip ujrzy
światło dzienne.
Na „Muzyce Rozrywkowej” najlepiej prezentuje się „Noc
i dzień” - kawałek, w którym wspiera Cię Małolat. Na ten rok planowane jest
wydanie waszego wspólnego albumu. Wielu fanów jest bardzo ciekawych co z tego
wyjdzie, możesz powiedzieć teraz coś więcej na temat tej produkcji?
Płyta będzie w konwencji czysto rapowej, w dosyć
hardcore’owej wersji. Nie mam tu jednak na myśli ulicznego rapu, po prostu
takie braggadacio, ale nie w stylu LL Cool J’a, czyli pozbawimy ją treści typu
„Muzyka Rozrywkowa”. W tym tygodniu nagrywamy trzy kawałki, a poza tym nie mamy
jeszcze żadnych tekstów. Jest za to sporo dobrych podkładów od Zjawina i
Czarnego Olka (zrobił jeden bit na TPWC). Mamy nadzieję, że uda nam się
skończyć realizację na tyle wcześnie, żeby móc wydać LP jesienią tego roku.
Powoli kończąc temat twojej płyty... W pierwszych
wywiadach po wydaniu „MR” mówiłeś, że „wydarzenia opisane w tekstach są
nieaktualne”, że to „codzienne
chlanie, imprezy, dupy itp. już Cię nie interesują”. Jak się więc czujesz na
koncertach, kiedy, siłą rzeczy, musisz rapować o tym co „jest nieaktualne” dla
Ciebie?
Wiesz co... Myślę, że może
wyolbrzymiłbym to, mówiąc, że jest to zadanie aktorskie, lecz mimo wszystko
trzeba umieć się do czegoś przekonać i coś wykreować. Tamte wydarzenia były
jednak tematem wszechobecnym w moim życiu przez dłuższy okres, umiałem się w
nim odnaleźć, więc potrafię również znaleźć się w takiej stylistyce na trzeźwo,
kreując coś ze starych nawyków i wspomnień. Poza tym najtrudniejsza część tego
wszystkiego tkwi w faktycznej rezygnacji ze starego trybu życia, a nie w
kreacji scenicznej. Teraz moje życie się ustabilizowało, ustatkowałem się, mam
dziewczynę, z którą wiążę przyszłość i z którą, mam nadzieję, wezmę ślub itd.
Nie chciałbym tego zmarnować, bo są to rzeczy ważniejsze niż życie opisane na
„Muzyce rozrywkowej”. Tamten czas był dla mnie bardzo destrukcyjny, ale
pociągający. W związku z tym wyjście na scenę i zagranie koncertu nie jest
najtrudniejsze. Największym problemem jest nie wracanie do starego stylu życia.
Czy w takim razie
będzie można się spodziewać po Twojej nowej produkcji tego Pezeta, którego
znamy z chociażby dwóch pierwszych solowych albumów i powrotu do bardziej
refleksyjnych tekstów?
Myślę, że tak, ale nigdy nie będzie już takiej stylistyki,
jak na pierwszej czy drugiej płycie z Noon’em. Z różnych względów. Myślę, że po
prostu nie należy się cofać, niezależnie od tego jakie są gusta ludzi. Uważam,
że płyta „MR” jest progresem. To, że komuś może nie odpowiadać taka diametralna
zmiana stylu, to jego problem. Było to pójście do przodu i czerpanie z nowych
rzeczy. I przy następnej płycie również będę czerpał z nowych rzeczy. A czy
będzie ona bardziej pozbawiona takich treści jak na „MR”? Myślę, że
niezupełnie, bo nadal w swojej głowie mam sporo wspomnień na ten temat i mam
wiele do powiedzenia. I niezależnie od tego, że tak nie żyję, wydaje mi się, że
mogę nagrać coś takiego, ale nie będę się na tym koncentrował. Myślę, że będzie
tam tez sporo refleksji, ale na pewno nie w stylu „Muzyki Poważnej”. Nie będę
takim ekshibicjonistą, jeśli chodzi o moje życie prywatne w innej sferze niż
impreza. Poza tym chciałbym sporo czerpać z rapu europejskiego, myślę że
aktualnie najbardziej inspiruje mnie to, co się dzieje na Wyspach [Brytyjskich].
Czy z perspektywy Pawła Kaplińskiego, Pezeta, da się wyżyć w tym
kraju z tworzenia hip hopu?
Ostatnio okazuje się, że tak. Narzekać nie mogę, jest coraz
lepiej, no ale to też jest kwestia celu, do którego dążysz, tego, jaki standard
życia ci odpowiada. Ja mam duże oczekiwania, także nie jest tak, że obecny stan
mnie zadowala. Nie mogę powiedzieć, że jest źle czy że zarabiam mało, ale na
pewno mogę powiedzieć, że nie zarabiam dużo. Na pewno również mam duże koszty.
Pomimo mojej pozycji, tego, skąd wyszedłem w życiu i wsparcia, które dostałem
od rodziny, nie miałem zagwarantowanych wielu rzeczy i sam muszę do tego dążyć.
Tak więc mam dużo kredytów i takich tam. W kontekście tego uważam, że rap nie
zapewnia należytych wynagrodzeń, które mogłoby zapewnić odpowiadający mi
standard życia i nie mówię tu o sferze marzeń.
A
obserwując innych raperów? Czy chłopaki, które tworzą dobry rap, mogą mieć
nadzieję, że nie będzie on uznawany jedynie w wąskich, hermetycznych
środowiskach i za swoją pracę otrzymają godziwe pieniądze - będą mieli z czego żyć?
Nie wiem, ciężko mi powiedzieć. Niestety sytuacja rynku
fonograficznego jako takiego, ogólnie, jest bardzo słaba w naszym kraju. Czy to
rap czy nie, to wiesz, skandaliczne jest to, że w 40 milionowym kraju Doda sprzedaje
- nie wiem ile dokładnie - około kilkudziesięciu tysięcy płyt. Wiesz, ja mówię
z premedytacją o niej, bo jest największą gwiazdą w naszym kraju, to
najbardziej rozpoznawalna osoba. Jeżeli odnieść do tego muzykę niszową – no bo
tak trzeba potraktować rap w obecnej sytuacji – to wydaje mi się, że oni nie
mogą na to liczyć. Wracając do pytania, to jest rzecz, która jeszcze długo
będzie nie do przeskoczenia. Nie zmieni się to dopóki, dopóty nie powstanie
jakieś nowe medium, coś, co będzie scalało muzykę i kulturę, czy film, czy
cokolwiek dla młodych ludzi. Coś, co będzie oferowało to, czym młodzi ludzie
się interesują. Uważam, że z wyjątkiem nurtu disco w najgorszym wydaniu, w
zasadzie żadne media muzyczne, a tym bardziej publiczne, nawet komercyjne, włączając
w to stacje radiowe, telewizje, wszystko, nie mają do zaoferowania młodym
ludziom w zasadzie nic! Opiera się to albo na konwencji disco, albo na
towarzystwie wzajemnej adoracji, która promuje od 40 lat te same gwiazdy typu
Krzysztof Krawczyk, Kombi, cokolwiek... I tak to się odbywa. Do tego stopnia,
że młodzi ludzie, którzy nie mają zbyt dużego wyboru, bo media im tego nie
oferują, sięgają właśnie po tego rodzaju muzykę i nie jest im dana szansa
zapoznania się z inną, jeżeli sami się do tego nie dokopią. W myśl tego uważam,
że po prostu raperom będzie naprawdę ciężko przebić się do większego grona
odbiorców.
Tak więc podsumowując: hip hop w Polsce ma
przyszłość?
Mimo wszystko uważam, że tak. Bo to o czym mówiłem przed
chwilą, szersze grono, może być celem, w który naprawdę ciężko trafić. Oprócz
tego jednak nadal mamy swoje wąskie grono odbiorców i ono nie jest aż tak małe.
Mamy sporo aktywistów hip hopowych, mamy ludzi, którzy są z tą kulturą związani
od lat. Podejrzewam, że ci ludzie, którzy naprawdę kochają taką muzykę,
pozostaną przy tym. Ci którzy nie idą tylko i wyłącznie za modą w życiu nadal
będą wspierać tę muzykę. Zawsze będziemy mieli swoją niszę. Mówię tak dlatego,
że uważam, iż hip hop jest muzyką taką samą, jak każda inna i, wiesz, można się
pokusić o stwierdzenie, że punk-rock umarł, bo nie jest popularny tak jak
kiedyś. Ale zespoły punkowe nadal mają swoją publiczność i będą miały.
Podejrzewam, że tak samo będzie z nami. A ci, którym uda się bardziej wybić,
być może będą gwiazdami na skalę ogólnopolską. Są przecież rockowe zespoły,
które są rozpoznawalne latami typu Lady Punk czy Budka Suflera. Oczywiście
uważam, że trzeba zwracać dużą uwagę na to, by nie popaść w jakieś totalne
chałturnictwo, bo niektóre z tych rockowych zespołów niestety dało się temu
zwieść.
A
Tobie popularność pomaga czy raczej przeszkadza?
To zależy. Myślę, że mimo wszystko pomaga mi w życiu. Mówię „mimo
wszystko”, bo bywa uciążliwa z różnych
względów. Mianowicie, moja popularność
jest nieadekwatna do zarobków, w związku z tym ciężko mi od niej uciekać.
Rozpoznają mnie na ulicy. Oczywiście nie tak często jak Dodę, z czego się
akurat cieszę, chociaż w zasadzie nie jest tak, że mogę iść ulicą, żeby ktoś
mnie nie zaczepił. Tak więc zaczepiają mnie często. I są to różne zaczepki:
jedni pozytywnie, inni nie. To się wiąże również z tym, że mam jakieś niemiłe
konsekwencje swojej popularności – często jestem negowany, zaczepiany przez
ludzi, od których się w zasadzie nie różnię, czyli przez osoby z takiego
środowiska, z jakiego ja się wywodzę, i którzy po prostu z jakiejś zawiści czy
zazdrości uważają, że mi się w jakiś sposób „udało” i w związku z tym nie
należy mi się funkcjonowanie w tego rodzaju środowisku i trzeba mnie jakoś,
wiesz, ukrócić. Zdarzają się ataki niemalże fizyczne. Ale no trudno,
popularność ma jakąś swoją cenę. Mimo tego nie jest to aż tak uciążliwe i
zdarza się, że mi bardzo pomaga.
W jednym z wywiadów mówiłeś, że pogubiłeś się trochę
w okresie szkoły średniej, że szukałeś swojej własnej drogi. Jak trafiłeś na
rap? Co Cię w nim pociągało?
Wiesz, na rap trafiłem generalnie już gdzieś około 6 klasy
podstawówki. Oczywiście moja droga była bardzo wyboista – sięgałem po różne
nurty muzyki, w 8 klasie słuchałem The Doors itd. Do tej pory słucham różnej
muzyki, ale rap zawsze bardzo mnie pociągał i przede wszystkim odpowiadał mi
jako gatunek, który czułem że mogę w przyszłości uprawiać. Później zacząłem
jakoś kopać w tym bardziej, zwłaszcza w okresie liceum. Wtedy też się
pogubiłem, przestałem uczęszczać do szkoły na rzecz jazdy na desce, słuchania
rapu z boomboxa i spędzania czasu na podwórku. Jeśli chodzi o moją drogę już w
sensie wykonywania tego stylu: tak się złożyło, że w okresie, kiedy się
zagubiłem poznałem chłopaków z TJK, Onara, Dizkreta, WuBego itd., zacząłem coś
z nimi rapować. TJK się rozpadło, powstało Stare Miasto, później z Onarem
założyliśmy Płomień. No i tak zaczęliśmy sobie próbować. Okazało się, że to
wychodzi całkiem nieźle, w międzyczasie do tego rapu dokopywałem się coraz
bardziej, kupowałem coraz więcej płyt, pożyczałem, przegrywałem. I po prostu,
wiesz, tak się złożyło, że nagle powstało z tego coś profesjonalnego. Ktoś
zapragnął wydać naszą płytę, więc weszliśmy na rynek i nagle, zupełnym
przypadkiem stało się to moją drogą życiową, a nie tylko hobby.
A
gdzie widzisz siebie za kilka lat? Czy dopuszczasz do siebie myśl, że będziesz
w takim wieku, że nie będziesz wydawał płyt hip hopowych? Co wtedy?
Myślę, że jest możliwe uprawianie tej muzyki na luzie do 35-tego
roku życia, pod warunkiem, że będę tego chciał i nie będę się czuł z tym
idiotycznie. Z różnych względów można czuć się w Polsce idiotycznie robiąc rap.
Oczywiście ja w swoim gronie się tak nie czuję, bo moi znajomi akceptują tę
muzykę i rozumieją, o co w niej chodzi. Ale, jak rozmawiam z ludźmi starszymi,
często nie kumają tego i umniejszają rolę muzyki rap – mówią, że jest to rzecz,
która jest jakimś totalnym gówniarstwem i niczym więcej. Niemniej jednak jeżeli
ta sytuacja się trochę zmieni, a wygląda na to że małymi kroczkami coś tam się
zmienia, no to mogę robić rap do tej „35”. Oczywiście nie uważam, żeby to miała
być moja jedyna furtka w życiu. Mam różne plany, choć niezbyt konkretne.
Zastanawiam się czy nie pójść do pracy w jakiejś firmie fonograficznej, bo
chciałbym współpracować z muzyką. W każdym innym przypadku to się nie
sprawdzało. Tzn. gdy próbowałem podejmować jakąś pracę nie związaną z muzyką,
szybko rezygnowałem, albo mnie zwalniali. Nie zależało mi na tym, ponieważ nie
odpowiada mi taka forma. Myślę, że mogę zrobić cokolwiek, np. założyć firmę
ubraniową jak większość raperów w tym kraju lub zrobić jakąkolwiek pochodną
rzecz niezwiązaną z robieniem własnej muzyki, ale związaną z muzyką ogólnie.
Nie wiem jednak, co to będzie, nie mam recepty. Może się tak zdarzyć, że
wyląduję na bruku. Bo, umówmy się, nie planuję swojej przyszłości w żadnym
standardowym stylu jak wszyscy, na zasadzie: pójdźmy na studia, bo trzeba mieć
papier; pójdźmy do pracy, bo trzeba mieć emeryturę. Wiesz, wydaje mi się, że w
zachodnich społeczeństwach demokratycznych nie żyje się w ten sposób. Dają
więcej wolności, są bardziej otwarte na nowe furtki, jakieś niestandardowe
drogi planowania swojego życia i stwarzają możliwości. U nas, jeśli faktycznie
masz cel i idziesz np. na prawo, nie tylko po to, żeby mieć papier, tylko
robisz to z zainteresowaniem i pasją, to może masz większe szanse, ale i z tym
bym nie przesadzał, bo dużo się niedawno mówiło o tym na jakich zasadach załatwia się aplikacje. Tak czy inaczej,
jeśli nie wybierasz prawa, ekonomii, handlu,
tylko rap, indie rock, house, generalnie muzykę czy cokolwiek twórczego:
robienie filmów, pisanie scenariuszy, malowanie obrazów - i mógłbym tak dalej
wymieniać - to mam wrażenie, że państwo nie stwarza możliwości, że ten ciemny
rynek niczego nie oferuje. Co więcej, myślę że większe możliwości ma cała ta
ciemna masa, która wybiera się na byle jakie studia, bez żadnego celu, tylko po
papierek. Ale nie bądźmy pesymistami, zawsze można zostać pogodynką i wystąpić
w tańcu z gwiazdami. Swoją drogą ten przypadek, to najlepszy przykład na
wątpliwą jakość polskiego showbiznesu. To tyle.