czwartek, 1 grudnia 2011

Illusion still alives - Relacja

Znacie ten rytuał? W dniu koncertu słuchacie danego zespołu, sprawdzacie aktualne setlisty, czasem czytacie komentarze po wcześniejszych występach w innych miastach. Potem nadchodzi koncert i… po nim jeszcze więcej odsłuchań utworów kapeli, oglądania teledysków na youtubie oraz wymiany wrażeń ze znajomymi, którzy też tam byli. Te doznania przed/po koncertowe są często zresztą mocniejsze niż podczas samego wydarzenia… Kiedy w piątek rano usłyszałem w radiu, będąc pod prysznicem, „Solą w oku”, nie spodziewałem się, że wieczorem wyląduję na Torwarze i będę miał okazję skakać do tego numeru na żywo. Zadzwonił znajomy z Radia, powiedział, że mu coś wypadło i nie może iść. Z chęcią zatem zastąpiłem go i wyruszyłem wieczorem na występ Illusion. Klimat koncertu trzymał bardzo mocno przez kolejne kilka dni.

Nie da się ukryć, że było to wydarzenie wyjątkowe – Illusion wróciło na trzy koncerty, wydało też przy okazji album „The Best Of” z dwoma nowymi utworami. Nietuzinkowi byli również goście podczas tej krótkiej trasy: w Warszawie należeli do nich Flapjack, Tuff Enuff oraz None. Niestety, na dwie ostatnie kapele nie zdążyłem, wszystko zaczęło się już o 18.30. Ci, którzy chcieli być od początku, musieli spędzić na Torwarze tego dnia ok. 4,5 godziny. Tutaj organizatorzy spisali się na medal, bo dla tych, którzy mogli przez tak długi czas zgłodnieć, były sprzedawane pizze, zapiekanki i inne ciepłe fast-foodowe posiłki. Nie było za to piwa, co też się rzadko zdarza przy okazji koncertów rockowych. Z jednej strony posunięcie fajne, bo omijało się wszystkie problemy związane z poruszaniem się ludzi z browarami, z drugiej natomiast… generowało spore ilości osób, które postanowiły „zrobić się” przed wejściem na Torwar. Część była przechwycana przez ochronę, część nie. Koncert bez udziału osób pijących i palących – to naprawdę było unikalne wydarzenie.

Przyznam się bez bicia do jednej rzeczy – na Torwarze byłem po raz pierwszy. Kiedy więc wszedłem na salę koncertową… widok robił naprawdę niezłe wrażenie! Tymczasem na scenie zaczynał grać właśnie Flapjack, więc zbliżyłem się i stanąłem przy barierce oddzielającej płytę od tzw. Red Zone, czyli przestrzeni najbliżej sceny. Rewelacji nie było. W występie Flapjacka zabrakło mi jakiejś mocy, energii, a przynajmniej była spora różnica między nimi a Illusion. Nie wiem, czy to kwestia mojej odległości od sceny, ustawień nagłośnienia czy po prostu zespołów. Nie byłem jednak odosobniony w tych odczuciach. Reszta osób dookoła też jakoś wyjątkowo spokojnie słuchała ostatniej kapeli przed Illusion.

Na główny występ tego wieczoru przemieściłem się już do Red Zone, które podejrzewałem, że będzie pękało w szwach. Nic z tych rzeczy. Miejsca w strefie najbliżej sceny było na tyle dużo, że nie trzeba było się tłoczyć i przytulać do osoby obok, co również można uznać za plus i rzecz nieczęsto spotykaną. Jeśli chodzi o samą publikę, to przekrój był dosyć spory: od dość młodych (często ciężko było ocenić, czy mają choćby te 18 lat) aż po tych, którzy w momencie kiedy zespół rozpoczynał swoją karierę mieli po –naście lat. Jednak gdy na scenę wyszli długo oczekiwani Lipa i spółka, wszyscy bez względu na wiek reagowali tak samo żywiołowo. Rozpoczęcie koncertu klimatycznym „Myślisz” było świetnym otwarciem, potem przyszedł czas na tę bardziej standardową część twórczości Illusion, czyli energetyczne hardrockowe riffy połączone z często mówiono-krzyczanymi partiami wokalnymi Tomka Lipnickiego. Brzmienie poszczególnych instrumentów było świetne, podobnie zresztą jak głos Lipy, który nadawał nawet tym starszym kawałkom świeższego wyrazu. Dodatkowo, doznania słuchowe były uzupełniane przez dość ciekawe wizualizacje wyświetlane na dużych ekranach po bokach sceny.

Nawet najzagorzalsi fani po tym wieczorze musieli być nasyceni – cały występ Illusion trwał 1 godzinę i 45 minut, a w tym czasie pojawiły się chyba wszystkie najważniejsze utwory, które zespół nagrał. Nie zabrakło także dwóch nowych kompozycji, czyli „Solą w Oku” oraz „Tronu”, które także dość pozytywnie zostały przyjęte przez publiczność. Przy tym drugim utworze Lipa kazał wyjąć telefony komórkowe, co część przybyłych ludzi mocno zdziwiło. Lider grupy szybko wytłumaczył, że wysłane fragmenty służyć będą stworzeniu nowego teledysku. Tym niemniej to chyba jeden z nielicznych koncertów obecnie, gdzie ludzie nie stali regularnie ze smartfonami wycelowanymi w scenę. Kolejnym plusem występu był z pewnością ten świetny kontakt z publicznością – Tomek po praktycznie każdym kawałku wdawał się z fanami w dyskusje, żarty, choć czasem i dosyć serio mówił o niektórych problemach otaczającego świata. I były to tak naprawdę jedyne momenty oddechu dla zespołu i publiki, która, im bliżej było końca, tym częściej zdradzała pierwsze oznaki zmęczenia. Na szczęście w porę pojawiły się Wojtek oraz Nóż, które zakończyły właściwą część seta, a zarazem i ożywiły część ludzi. W tym ostatnim numerze to właśnie fani wystąpili w roli głównej, gdyż Lipa powierzył im śpiewanie utworu. Niestety, nie wypadło to tak fajnie, jak kiedy śpiewa ten kawałek lider Illusion. W ramach bisu zespół zaprezentował jeszcze trzy utwory, w tym kończący wszystko, spokojny „Tylko”, co ładnie nawiązało do kompozycji otwierającej występ.

Koncert zdecydowanie bardzo udany, a co dalej z zespołem? Lider Illusion zdradził, że na razie nie nagrywają płyty, a opracowują za to muzykę do spektaklu, poza tym przygotowują teledysk do „Tronu”… No i najważniejsze słowa Lipy: „koncert to był ostatni, na razie” świadczące, że w niedalekiej przyszłości możemy się jeszcze spodziewać ich występów. Oby jak najszybciej, panowie!

Relację znajdziecie również na stronie Radia Aktywnego 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz