Znacie ten rytuał? W dniu koncertu
słuchacie danego zespołu, sprawdzacie aktualne setlisty, czasem czytacie
komentarze po wcześniejszych występach w innych miastach. Potem
nadchodzi koncert i… po nim jeszcze więcej odsłuchań utworów kapeli,
oglądania teledysków na youtubie oraz wymiany wrażeń ze znajomymi,
którzy też tam byli. Te doznania przed/po koncertowe są często zresztą
mocniejsze niż podczas samego wydarzenia… Kiedy w piątek rano usłyszałem
w radiu, będąc pod prysznicem, „Solą w oku”, nie spodziewałem się, że
wieczorem wyląduję na Torwarze i będę miał okazję skakać do tego numeru
na żywo. Zadzwonił znajomy z Radia, powiedział, że mu coś wypadło i nie
może iść. Z chęcią zatem zastąpiłem go i wyruszyłem wieczorem na występ
Illusion. Klimat koncertu trzymał bardzo mocno przez kolejne kilka dni.
Nie da się
ukryć, że było to wydarzenie wyjątkowe – Illusion wróciło na trzy
koncerty, wydało też przy okazji album „The Best Of” z dwoma nowymi
utworami. Nietuzinkowi byli również goście podczas tej krótkiej trasy: w
Warszawie należeli do nich Flapjack, Tuff Enuff oraz None. Niestety, na
dwie ostatnie kapele nie zdążyłem, wszystko zaczęło się już o 18.30.
Ci, którzy chcieli być od początku, musieli spędzić na Torwarze tego
dnia ok. 4,5 godziny. Tutaj organizatorzy spisali się na medal, bo dla
tych, którzy mogli przez tak długi czas zgłodnieć, były sprzedawane
pizze, zapiekanki i inne ciepłe fast-foodowe posiłki. Nie było za to
piwa, co też się rzadko zdarza przy okazji koncertów rockowych. Z jednej
strony posunięcie fajne, bo omijało się wszystkie problemy związane z
poruszaniem się ludzi z browarami, z drugiej natomiast… generowało spore
ilości osób, które postanowiły „zrobić się” przed wejściem na Torwar.
Część była przechwycana przez ochronę, część nie. Koncert bez udziału
osób pijących i palących – to naprawdę było unikalne wydarzenie.
Przyznam się bez bicia do jednej rzeczy –
na Torwarze byłem po raz pierwszy. Kiedy więc wszedłem na salę
koncertową… widok robił naprawdę niezłe wrażenie! Tymczasem na scenie
zaczynał grać właśnie Flapjack, więc zbliżyłem się i stanąłem przy
barierce oddzielającej płytę od tzw. Red Zone, czyli przestrzeni
najbliżej sceny. Rewelacji nie było. W występie Flapjacka zabrakło mi
jakiejś mocy, energii, a przynajmniej była spora różnica między nimi a
Illusion. Nie wiem, czy to kwestia mojej odległości od sceny, ustawień
nagłośnienia czy po prostu zespołów. Nie byłem jednak odosobniony w tych
odczuciach. Reszta osób dookoła też jakoś wyjątkowo spokojnie słuchała
ostatniej kapeli przed Illusion.
Na główny występ tego wieczoru
przemieściłem się już do Red Zone, które podejrzewałem, że będzie pękało
w szwach. Nic z tych rzeczy. Miejsca w strefie najbliżej sceny było na
tyle dużo, że nie trzeba było się tłoczyć i przytulać do osoby obok, co
również można uznać za plus i rzecz nieczęsto spotykaną. Jeśli chodzi o
samą publikę, to przekrój był dosyć spory: od dość młodych (często
ciężko było ocenić, czy mają choćby te 18 lat) aż po tych, którzy w
momencie kiedy zespół rozpoczynał swoją karierę mieli po –naście lat.
Jednak gdy na scenę wyszli długo oczekiwani Lipa i spółka, wszyscy bez
względu na wiek reagowali tak samo żywiołowo. Rozpoczęcie koncertu
klimatycznym „Myślisz” było świetnym otwarciem, potem przyszedł czas na
tę bardziej standardową część twórczości Illusion, czyli energetyczne
hardrockowe riffy połączone z często mówiono-krzyczanymi partiami
wokalnymi Tomka Lipnickiego. Brzmienie poszczególnych instrumentów było
świetne, podobnie zresztą jak głos Lipy, który nadawał nawet tym
starszym kawałkom świeższego wyrazu. Dodatkowo, doznania słuchowe były
uzupełniane przez dość ciekawe wizualizacje wyświetlane na dużych
ekranach po bokach sceny.
Nawet najzagorzalsi fani po tym
wieczorze musieli być nasyceni – cały występ Illusion trwał 1 godzinę i
45 minut, a w tym czasie pojawiły się chyba wszystkie najważniejsze utwory,
które zespół nagrał. Nie zabrakło także dwóch nowych kompozycji, czyli
„Solą w Oku” oraz „Tronu”, które także dość pozytywnie zostały przyjęte
przez publiczność. Przy tym drugim utworze Lipa kazał wyjąć telefony
komórkowe, co część przybyłych ludzi mocno zdziwiło. Lider grupy szybko
wytłumaczył, że wysłane fragmenty służyć będą stworzeniu nowego teledysku.
Tym niemniej to chyba jeden z nielicznych koncertów obecnie, gdzie
ludzie nie stali regularnie ze smartfonami wycelowanymi w scenę.
Kolejnym plusem występu był z pewnością ten świetny kontakt z
publicznością – Tomek po praktycznie każdym kawałku wdawał się z fanami w
dyskusje, żarty, choć czasem i dosyć serio mówił o niektórych
problemach otaczającego świata. I były to tak naprawdę jedyne momenty
oddechu dla zespołu i publiki, która, im bliżej było końca, tym częściej
zdradzała pierwsze oznaki zmęczenia. Na szczęście w porę pojawiły się
Wojtek oraz Nóż, które zakończyły właściwą część seta, a zarazem i
ożywiły część ludzi. W tym ostatnim numerze to właśnie fani wystąpili w
roli głównej, gdyż Lipa powierzył im śpiewanie utworu. Niestety, nie
wypadło to tak fajnie, jak kiedy śpiewa ten kawałek lider Illusion. W
ramach bisu zespół zaprezentował jeszcze trzy utwory, w tym kończący
wszystko, spokojny „Tylko”, co ładnie nawiązało do kompozycji
otwierającej występ.
Koncert zdecydowanie bardzo udany, a co
dalej z zespołem? Lider Illusion zdradził, że na razie nie nagrywają
płyty, a opracowują za to muzykę do spektaklu, poza tym przygotowują
teledysk do „Tronu”… No i najważniejsze słowa Lipy: „koncert to był
ostatni, na razie” świadczące, że w niedalekiej przyszłości możemy się
jeszcze spodziewać ich występów. Oby jak najszybciej, panowie!
Relację znajdziecie również na stronie Radia Aktywnego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz