sobota, 10 grudnia 2011

Zanurzyć się i utonąć

26 listopada, sobota. Od początku dnia zimno, mokro, z domu wręcz nie chce się wychodzić. Marazm. W małej klubokawiarni na ulicy Ogrodowej 31/35 odbywa się tymczasem niecodzienne i piękne wydarzenie. W końcu nie każdego dnia w Chwili ma miejsce koncert z okazji 10-lecia działalności jakiegoś zespołu. Zwłaszcza, że tą grupą jest wrocławski Ocean.


Kapela, na której czele stoi Maciek Wasio, przebyła długą drogę, aby znaleźć się tego dnia w tym klubie. Było wiele rotacji w składzie, było wydanych pięć krążków, zagrali setki koncertów. Jak sami mówili podczas sobotniego występu: „minęło to bardzo szybko”. Podobne wrażenie mam co do ich koncertu. Ocean zagrał półtorej godziny, ale upływu czasu kompletnie się nie dało odczuć.

Zaczęło się, jak to zwykle bywa, supportem. Przed głównym zespołem zaprezentowała się już całkiem nieźle rozpoznawalna w stolicy Forma. Za warszawską grupą do Chwili przybyło sporo fanów, dlatego pod sceną pusto nie było. Sam występ przyzwoity, choć żaden fragment jakoś specjalnie mocno nie utwił mi w głowie. Przed koncertem Oceanu udało się za to bliżej przyjrzeć samej lokalizacji. Bo Chwila nie jest typowo koncertowym klubem. To raczej klubokawiarnia, dlatego większą część lokalu stanowią kanapy, stoliki oraz obszerny bar, podczas gdy scena umiejscowiona jest niejako obok. Stąd koncerty odbywają się tam regularnie, ale raczej na przewidziane circa 100 osób.

Moje rozważania na temat doboru lokalizacji i promocji samego wydarzenia trwałyby dłużej, gdyby w porę swojego występu nie rozpoczął Ocean. Liczyło się już wtedy tylko wrocławskie trio i publika ustawiona przed sceną, czekająca na pierwsze dźwięki gitary Maćka. Zaczęło się Depresyjną Piosenką O Niczym
Każdy zespół zapytany o to, co grają, będzie odpowiadał wymijająco, że czerpią z różnych stylów i jednoznacznie nie można tego określić. Ocean jest jedną z niewielu grup na polskiej scenie, którą faktycznie ciężko zamknąć w jednej-dwóch szufladkach. Z jednej strony jest to zasługa wypracowanego własnego brzmienia, z drugiej – rozpiętości stylistycznej, do której już zdążyli przyzwyczaić fanów. Esencją tego są właśnie koncerty, gdzie stykają się ze sobą kompozycje niesamowicie melodyjne oraz te nasycone cięższymi riffami, wolne oraz szybkie, przebojowe oraz te wybitnie nieradiowe.

Sobotni występ był niejako specyficzny, bo rozkręcał się dosyć nieśmiało, aby z każdą chwilą dostarczać coraz to większych emocji. Na setliście urodzinowej trasy znalazły się utwory z nowszych płyt jak Cztery (Czas By Krzyczeć) czy Wojna Świń (m.in. Flota Duchów i Kto Szybciej Pod Piach), ale nie zabrakło także miejsca dla starszych kompozycji, dzięki którym Ocean zyskał rozgłos. Było oczywiście przepełnione klimatem Tobie, energetyczne Uważaj – Tracisz Głowę, a tradycyjnie na zakończenie pojawiło się Dzień Dobry. Zespół zrobił wielu fanom miłą niespodziankę, gdy zagrał utwory, które praktycznie nigdy się na koncertach nie pojawiają: Przedzawałowe Stany Zjednoczone oraz Krzyk. Jedyne, co można zarzucić wykonaniom, to nieobecność drugiej gitary – Michała Grymuzy, który pożegnał się z Oceanem po nagraniu Wojny Świń – w pojedynczych numerach odczuwalny był brak melodii, czasem też nie było gdzieś tego mocniejszego uderzenia w refrenach. Ale była to tylko łyżka dziegciu w oceanie wspaniałych emocji. Tak jak coraz lepiej bawiła się publiczność, tak i sam zespół sprawiał wrażenie, że koncert w Warszawie jest dla nich czymś bardzo szczególnym i czerpią przyjemność z każdej sekundy grania. Może też dlatego grupa dała się przekonać, aby poza standardowym bisem, zaprezentowali jeszcze coś na koniec. To na koncercie zawsze kapitalny moment, kiedy zespół zastanawia się, co zagrać, bo nie miał tego dodatkowego kawałka w planach. Po krótkiej naradzie grupy ludzie zgromadzeni w Chwili usłyszeli piosenkę Którędy Do Ciebie Iść, która ma wszystko, aby zostać kolejnym singlem Oceanu.

Po sobotnim wydarzeniu jedna rzecz nie daje mi wciąż spokoju. Dzień wcześniej jeden z nielicznych koncertów dawała zaprzyjaźniona z Oceanem kapela Illusion – na Torwarze, w otoczeniu kilku tysięcy osób. Nie wyobrażam sobie, żeby kolejna dekada nie przybliżyła Maćka Wasio i spółki do takich występów. Tak niewiele mamy zespołów, które na podobny splendor zasługują.

Relację znajdziecie również na stronie Radia Aktywnego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz