Kiedy usłyszałem DEFTO, oczywiście najpierw zachwyciłem się
teledyskiem, ale potem szukałem (z marnym skutkiem) więcej kawałków
w podobnym stylu. Teraz dostałem całą płytę tak przyjemnie
wibrujących numerów i szybko miałem okazję, aby sprawdzić, czy
tak samo mocno chwytają na żywo (z wielką nadzieją, że będę
mógł zakrzyknąć: TAK!). Jak zatem wyglądała Miłość Jamala w
Stodole?
Wyjątkowo tym razem to ja wcielałem się w fanboya, który
wybiera się na gig pod wpływem nowo wydanego krążka. A zatem
ze znajomością zaledwie nowej płyty i beznadziejnym rozeznaniem w
pozostałej twórczości Jamala jechałem na ten koncert. I, daję
słowo, następnym razem będąc na koncercie artysty, którego ja
znam doskonale, dwa razy pomyślę, zanim spojrzę krzywym okiem na
względnie świeżych fanów. Jak widać, nawet po setkach
schodzonych koncertów człowiek się może czegoś jeszcze nauczyć.
Jedną z funkcji tras koncertowych po wydaniu nowej płyty jest
otrzaskanie fanów z nowymi utworami – w końcu już nieraz miałem
tak, że do dopiero co wydanego albumu przekonywałem się po
koncercie promującym. Tym razem robota była zrobiona wcześniej, bo
te piosenki już z automatu wygrywały ostatnie dni, Jamalowej
ekipie pozostało tylko nie spieprzyć tego.
No właśnie, jak dla mnie to Jamal mógł odegrać w zasadzie
całą Miłość - ni mniej, ni więcej. W końcu to jedna z
najlepszych (jeśli nie najlepsza) płyt polskich tego roku. Chłopaki
zagrali oczywiście także starsze utwory i tu dopiero było
ciekawie... Bo o ile wiedziałem, że te nowe kawałki totalnie
rozwalą (i tak rzeczywiście było), to reszta była dla mnie
zupełną niespodzianką. I tak jak kilka lat temu mogłem
podziękowac Power of Trinity za lekkie oswojenie mnie z reggae, tak
dzięki tym koncertem również Jamal dołożył swoją cegiełkę do
poszerzania moich muzycznych horyzontów, również o klimaty bliższe
dancehallowi.
Urzekł też sam klimat na tym koncercie. Ludzie, którzy
przyszli dobrze się pobawić i poskakać, Miodu, który nazywał
zgromadzonych przyjaciółmi... Atmosfera wzajemnego szacunku i
przekazywanej na zmianę energii między fanami a zespołem. Widać,
że i jedni, i drudzy czuli się wspaniale tego dnia, spragnieni
swojego towarzystwa i cieszący się każdym fragmentem koncertu.
Nie obraźcie się, że nie opisuję występów ParExcellence czy
Grubsona, ale tego dnia interesował mnie tylko Jamal. Ten koncert
gdzieś tam wciąż rozbrzmiewa mi w głowie, ilekroć załączam
Miłość. Dzięki sobotniemu wydarzeniu to zauroczenie będzie
trwać jeszcze bardzo długo. Koncert spełnił swoją rolę
perfekcyjnie.
Fotki dostarczyła: Katarzyna Seltenreich